Chciałam się Wam pochwalić moimi makijażowymi nowinkami nabytymi ostatnio w sklepie cocolita.pl. O sklepie dowiedziałam się od Maxineczki link (swoją drogą - genialna jest!). Mając te dwa produkty możemy wykonać praktycznie cały makijaż twarzy i tak wyjść na miasto. Mam na myśli róż i bronzer, bez którego dzisiaj już nie wyobrażam sobie swojego porannego makeup'u. Bronzer nawet w chłodne dni dodaje cerze odcienia zdrowej lekkiej opalenizny, tzn. dobrze dobrany odcień, polecała bym taki bez lub tylko z delikatnymi drobinkami, w kolorze raczej wpadającymi w chłodny brąz niż w pomarańcz. Przy pomocy bronzera możemy też cudownie wykonturować twarz, wyszczuplić rysy, a wprawioną ręką nawet je poprawić :) Róż natomiast jest najbardziej odmładzającym kosmetykiem do twarzy, potrafi zdecydowanie bardziej odświeżyć naszą cerę, niż np. podkład.
Zatem przejdźmy do prezentacji.
Bronzer nazywa się Honolulu (śmiesznie, co;) i jest podobno odpowiednikiem kultowego Hoola z Benefit. Jest jednak znacznie tańszy (jakaś 1/10 ceny ;) i ma w sobie nieco drobinek, jednak delikatnych na tyle, że są prawie nie widoczne na twarzy.
Kolor jest super, w pudełeczku wygląda na ciemny, ale po nałożeniu
ślicznie ożywia twarz i można nim zdziałac cuda. Zaznaczam że teraz, tzn. zimą
jestem blada jak ściana, a kolor mimo to nie wygląda sztucznie, ani nie
jest zbyt ciemny ani pomarańczowy. Do tego utrzymuje się na mojej buzi cały dzień i nie zmienia koloru, co świadczy o jego jakości, która w relacji z ceną jest bardzo zadowalająca. Do bronzera mamy dołączony pędzelek. Większość takich mini pędzelków od razu wyrzucam bo do niczego się nie nadają, ale muszę powiedzieć że ten faktycznie daje radę. Idealnie "wchodzi" pod kość policzkową i wręcz pomaga nam w pędzlowaniu :) Także super.
Co do różu, to prawdę mówiąc skusiłam się na niego przy okazji, po przeczytaniu informacji w opisie na stronie cocolity, że jest to odpowiednik różu z NARS o wdzięcznej nazwie ORGASM ;) Wiem że jest jest jeszcze odpowiednik z Elfa, ale słyszałam że jest dużo słabszej jakości i daje baaardzo lekki kolor. A jak już sie malować to żeby było widać, prawda? :) Róż firmy Sleek ma nazwę rose gold , czyli jest to odcień z złożony z dwóch kolorów - złota i różu. Nim również jestem zachwycona - kolor jest piękny i niebanalny. Daje cudowną poświatę na policzkach, bardzo przypomina mi pigment Rose z MAC'a. Jest świetnie napigmentowany i rozprowadza się jak bajka, mogę go chwalic godzinami :) Jedynym minusem jaki zauważyłam jest fakt, że podkreśla nieco pory na policzkach, więc jeśli ktoś ma problemy z "dziurkami" i w ogóle z cerą to raczej szukała bym czegoś matowego (matowe róże wygładzają cerę). Oto on:
A tu skromna prezentacja odcieni na dłoni:
Podsumowując z obydwu skarbów jestem meeega zadowolona, dawno już nie zrobiłam tak udanych zakupów przez internet, bez wcześniejszego wypróbowania odcieni. Szczerze polecam Wam dziewczyny, ceny kuszą i do tego plus dla sklepu za możliwość wypróbowania marek, o które ciężko w polskich drogeriach :)
Mega!!tez chce!bedzie pasowac do mojej skory?;)
OdpowiedzUsuńbronzer czy róż?:)
OdpowiedzUsuńJedno i drugie:)
OdpowiedzUsuńbronzer na pewno, róż pewnie też by Ci się spodobał :) ale Ty sie Kate przecież prawie nie malujesz ;>
OdpowiedzUsuń